poniedziałek, 22 września 2008

Pracownicy - coś dla entuzjastów horrorów

Firma musi się rozwijać.
Pracujesz po 16 godzin, zaczyna brakować czasu na obsługę zleceń - zatrudnij pracowników.
Wreszcie będziesz mógł kogoś wykorzystać i zawłaszczyć całą wartość dodaną, którą w pocie czoła wytworzą (to nie ja, to klasycy). Skupisz się na zarządzaniu. Zatrudnieni fachowcy zajmą się robotą merytoryczną.

Nic z tego.

Pracownik to koszty, kłopoty, stres i cała kupa nikomu niepotrzebnej roboty.

Zabawa zaczyna się już na etapie poszukiwania kandydatów. Najpierw ogłoszenie. Marzysz o zatrudnieniu uczciwego akwizytora. Okazuje się, że to archaizm uwłaczający godności człowieka. Obowiązują tak dopieszczające określenia jak: asystent sprzedaży, mobilny sprzedawca, doradca klienta, przedstawiciel handlowy, sales menager (trochę na wyrost). Spróbuj określić w ogłoszeniu płeć, wiek, stan zdrowia lub inne warunki wstępnej selekcji. Wzgardzony kandydat będzie mógł podać cię do sądu z powodu braku nierównych szans, dyskryminacji, segregacji, rasizmu, seksizmu lub wszystko jedno czego. Ma dużą szansę na wygraną.

Jeśli chcesz podreperować swoje ego zażądaj listu motywacyjnego. Świetna lektura. Okaże, się że większość kandydatów od urodzenia marzy o pracy w twojej firmie. Jest to tym bardziej zaskakujące, że do tej pory myślałeś, że firma jest znana tobie i twojemu sąsiadowi. Widocznie się myliłeś.

Dałeś ogłoszenie. Pod drzwiami klębi się tłum. Rozpoczynasz casting.

To dopiero zabawa.

Jakaś panienka mówi, że umie wszystko. Inna będzie ciężko pracować, ale tylko do wiosny, bo ma działkę. Kolejna ma małe dziecko i stałe pory karmienia. Znudzona tłumaczka chińskiego weźmie byle co, byle po polsku. Faceci jacyś nerwowi, niepewni, albo podejrzanie zbyt pewni siebie. Większość klepie jakieś bzdury wyuczone na kursach dla bezrobotnych. Zadaj konkretne pytanie, daj konkretne zadanie. Okaże się, że absolwent renomowanej podlaskiej alma mater o specjalności marketing i zarządzanie nie ma pojęcia o marketingu. Dla przyjemności możesz go dobić pytaniem o zarządzanie.

Zwykle trafi się ktoś z konkurencji. Dowiesz się wówczas o głupocie szefów, nieludzkim wyzysku i wszystkich tajemnicach firmy. Zatrudnij go, a za pół roku powtórzy to w innej firmie. Zmieni tylko bohatera opowiadania. Jak myślisz, na kogo?

Po wysłuchaniu kilkudziesięciu barwnych opowieści podejmij męską decyzję. Nie wahaj się zbyt długo. I tak będzie chybiona.

Od tej pory wspólnym, nierozwiązywalnym problemem łączącym szefa i pracowników będzie kwestia wynagrodzenia. Klasyczny konflikt interesów. Niezależnie od tego jaką kwotę przeznaczysz na płace dla pracowników będzie zawsze za mała. Ty wiesz, że ukochana ojczyzna zabierze 50% każdej wypłaty. Oni nie zaakceptują tego nigdy. Nie przyjmą tego do wiadomości. Nie i już.

Ale od początku. Wysyłasz i płacisz za badania nowoprzyjętej "perły", kupujesz jej okularki do pracy przy komputerze, urządzasz ergonomiczne stanowisko pracy. Lecisz do ZUS i zgłaszasz delikwenta. Od tej chwili co miesiąc będziesz płacił emerytalne, rentowe, chorobowe, wypadkowe, zdrowotne oraz przesyłał druki, nigdy nie będąc pewien, czy je dobrze wypełniłeś. Jeżeli spóźnisz się kilka dni z zapłatą haraczu, to w/g byłego szefa tej powszechnie wielbionej instytucji, jesteś złodziejem, bo obracasz cudzymi pieniędzmi. Jeśli ZUS nie przekaże pieniędzy Funduszom to jest to tylko przez nikogo niezawinione, drobne opóźnienie.
Ale najlepsze jest to, że to ty zapłacisz za 30 dni zwolnienia chorobowego swojego pracownika. To przecież oczywiste, że jakaś głupia choroba nie może być powodem wypłaty z ubezpieczenia chorobowego.

Potem szkolisz ją/jego np. z relacji z klientem. Bez względu na długość kursu, jego poziom i stopień trudności kursant i tak będzie wiedział swoje. Ponieważ praca u ciebie jest tylko okresem przejściowym w jego c.v. , będzie używał najbardziej absurdalnych argumentów w rozmowach biznesowych. Czasem nawet coś sprzeda. Jeżeli liczysz na długą współpracę z nowopozyskanym klientem, to jesteś w błędzie. Prędzej, niż później będziesz się tłumaczył z niezrealizowanych obietnic twojej gwiazdy sprzedaży. Nawiasem mówiąc, najlepsi sprzedawcy nigdy nie zrobią na tobie dobrego wrażenia. Standard to: chaotyczny, nerwowy styl bycia, mało atrakcyjny wygląd, inteligencja nierzucająca na kolana. Cechy dobrego sprzedawcy: upór i upierdliwość.
Mój rekordzista przekonywał przez dwie godziny kobiecinę z kiosku RUCHu do złożenia płatnej oferty do informacji gospodarczej.

Mile cię zaskoczą prawa pracownicze. Prawa, bo kodeks pracy zapomniał o obowiązkach. Płacisz za wszystko: urlopy wypoczynkowe, urlopy okolicznościowe, urlopy na życzenie, ekwiwalenty za wczasy, święta państwowe i kościelne, bony świąteczne, talony, ryczałty, diety, delegacje i bóg wi co jeszcze. Naliczanie składników wynagrodzenia powinno być samodzielnym kierunkiem studiów.

No i jeszcze papiery, papiery, papiery.
Dokumentacja pracownicza, którą wypełniasz i kompletujesz w/g wzoru nr ........
Czas archiwizowania jakieś bardzo ważne ministerstwo ustaliło na 50 lat. Chyba się zapatrzyli na tajemnice Foreign Office. Chociaż, to nie jest takie złe. Zawsze coś dostaną twoi spadkobiercy.

Jedziemy dalej.
Przyjąłeś pracowników. Liczyłeś na wzrost dochodów. A tu niespodzianka. Jakby trochę spadły. Nic to. Robisz burzę mózgów. Ekipa dostaje trzy dni do namysłu. Prawdziwi fachowcy. Z pewnością sypną ciekawymi pomysłami, pomogą wyeliminować błędy, coś tam usprawnić.
Rozpoczynasz naradę. I po chwili możesz ją zakończyć. Jedynym pomysłem załogi jest zwiększenie wynagrodzeń. No comments.

Czynność ostatnia.
Zwolnienie pracownika. Dyscyplinarne - nie wchodzi w grę. Grupowe - nie radzę. Pójdziesz z torbami płacąc odprawy. To może z winy pracownika (wydajność, sumienność, lojalność, stan zdrowia, itp...). Nie masz żadnych szans. Sąd Pracy podważy wszystko.
No to jak?
Nie wiem.
Z resztą w dużej mierze rozważania na temat zwolnienia są bezprzedmiotowe. I tak nie dogonisz pracownika chcąc wręczyć mu wypowiedzenie.

Czy nie ma dobrych pracowników ?
Oczywiście są. Ale nie będziesz się nimi długo cieszył. Konkurencja lub ktoś z twoich klientów da więcej. Zawsze dają. I to będzie koniec twojej rozkoszy i snucia dalekosiężnych planów.

Jak nie pracownik, to co?
Wszystko, byle nie na etat.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Fantastycznie napisane, szkoda ze temat taki smutny. Zycze powodzenia jednakowoz z pracownikami. I zapraszam do siebie: www.pelnygaraz.pl

Anonimowy pisze...

BRAWO !!!!!!!!!!!!!!
Nareszcie prawda trzeba jeszcze o jednej sprawie wspomnieć ,plaga zwonień i ciąż mi ręce opadaja i mam dość rozwijania biznesu i pracowników na 6 osolb zatrudnionych 4 w ciąży masakra i tu ciekawostka najdłużej przepracowany okres to 6 m-cy i cyk zwonionko ale najpierw urlop bo co nie nalezy sie no jak usłuzni znajomi pracuja ,żebyś człowieku poszedł z torbami .
pozdrawiam