niedziela, 29 czerwca 2008

Zaczynamy biznes

Dawno, dawno temu dwóch facetów wymyśliło pomysł na biznes.
Chcesz coś kupić, naprawić - dzwonisz i wiesz.
Oczywiście zgodnie z najlepszymi wzorcami nie mieli żadnej forsy, doświadczenia, pojęcia o prowadzeniu interesu. Wymyślili więc nazwę. Spisali umowę. Zaczęli działać.
Siedziba:
Wymagania niewielkie: nieduże, tanie, w dobrym miejscu, w dobrym stanie, najlepiej z conajmniej dwoma telefonami.
Szukamy.
Jest.
Prawie ideał. Świeżo odnowiony barakowóz. Niestety bez telefonu. Ale Pan mówi, że się pociągnie kabel z centrali. Z taktem dziękujemy.
Jest.
Cudowny. Pokój 23 metry, samo centrum, za jedyne 5mln 221tys. zł miesięcznie. Stan idealny. Okna zabezpieczone gwoździami (żeby się same nie otwierały), na podłodze coś, co kiedyś było wykładziną, z sufitu zwisają jakieś paski tynku i farby, szafki w ścianie zaprzeczają prawu ciążenia, trzymając się na wyrwanych zawiasach. Pani mówi, że jeszcze tydzień temu była tu pracownia projektowa. Jezu, jak oni musieli tu projektować.
Bierzemy.
To był ciężki tydzień. Skrobanie, malowanie, naprawianie, szpachlowanie, wiórkowanie, pastowanie, mycie, polerowanie. Podstawowe umiejętności polskiego małego biznesmena.
Urząd:
Panienka w okienku ma niezły ubaw czytając co firma ma robić.
Informacja gospodarcza.
A gdzie reklama, handel, usługi, poligrafia, catering, usługi kelnerskie, wydawnictwa, hurt, detal czym popadnie. Przecież wszyscy tak robią. Ok, dopisaliśmy.
Regon:
Niewielka kolejka. Jakieś 2 godziny stania.
Rubryka: działalność podstawowa - informacja gospodarcza.
ONA: jaki to ma kod?
JA: Nie mam pojęcia.
ONA: Niech se Pan poszuka (rzuca mi broszurę. Jakieś 1500 stron, 8kg wagi).
JA (po 30 sekundach poszukiwań): A pani by nie mogła?
ONA: Heniu, informacja jaki ma kod?
HENIO: Usługi gdzie indziej niesklasyfikowane.
Od tej pory nasze usługi zostały zaklasyfikowane do grupy nieklasyfikowanych.
Konto w banku
Na początek najbliższy bank PKO SA. Formalności trwają 15 sekund.
ONA: takich małych firm nie obsługujemy.
JA: Ale zamierzamy się rozwijać.
ONA: To Pan przyjdzie jak się Pan rozwinie.
Drugi (bo trzeciego nie było) to PKO BP. Szybko, sprawnie, 2 tygodnie, mamy konto i nowiutkie książeczki czekowe. Pozostały nowiutkie do końca swoich dni.

Jeszcze tylko ekskluzywne meble z płyty wiórowej, 2 telefony, 2 komputery, parę dupereli i
ZACZYNAMY BUSINESS

piątek, 13 czerwca 2008

Bo Polak potrafi

Mamy rok 1991. Wiem, to prehistoria. Ale wtedy również żyli ludzie i próbowali żyć choć trochę lepiej. Zupełnie jak dziś.
Transformacja, Mazowiecki, zamieszanie. Wszystko co państwowe staje się nagle nieefektywne, niemodne, nieopłacalne. Jego wysokość Premier apeluje do Polaków:
Bierzcie sprawy w swoje ręce. Zakładajcie małe firmy. Pomożemy.
Mam niezłą pracę. Stałą pensję. Jestem starszym specjalistą informatyki. Za chwilę zacznę przygodę na swoim. Ale najpierw opowiem co było przedtem...
Ośrodek komputerowy, w którym pracuję, przypomina nieźle wyposażone muzeum. Ale ma być lepiej. Ma być lepiej od wielu lat. Dyrekcja ciągle wyjeżdza zagranicę, poznać oferty wiodących firm w branży. Tamci składają propozycje. A my, że nie mamy pieniędzy. I w następną podróż. To się opłaca. Nie mnie, ale im na pewno. Kiedyś tak się zagalopowali, że pojechali na Targi dla majsterkowiczów. Wiecie, jak trudno z takiej podróży sklecić sensowną notatkę służbową.
Robimy cuda. Unikalne w skali światowej wielodostępowe systemy bazodanowe na komputery klasy IBM370 (to tylko tak fajnie brzmi, w rzeczywistości to szafa o osiągach gorszych od dzisiejszego palmtopa). Potem robimy rzeczy absolutnie niemożliwe i niepotrzebne kodując już zakodowane, ściskając już ściśnięte dane. Stajemy się najlepszymi specjalistami na tym i tamtym świecie od kompresji danych. Po co? Jak to po co...
Nowoczesne, wielopłytowe dyski magnetyczne z niemieckiego odzysku mają po 100 lub 200 megabajtów.
Programy żródłowe piszemy na kartach perforowanych. Widzieliście kiedyś dziurkarkę kart. Zwykle nasze nie mają opisywacza. Ale po co opisywacz, wszystko jest kwestią wprawy. Potem wózek, kilka kilogramów kart i do czytnika na hali maszyn. Oczywiście co pewien czas, karta się nie czyta. Drobiazg, marsz do innego budynku drogą podziemie - 3-e piętro, dziurkujemy, schodzimy i za setnym razem jest już ok. Potem druk programu na papierze komputerowym. Jeden średni wydruk to ok. 8-10kg papieru. Znałem jednego, co poprawiał program na kolanach, rozkładając wydruk na korytarzu długim na jakieś 30m. Najbardziej tradycyjni programiści korzystają z taśmy perforowanej. Nie wiecie, co to taśma perforowana. No, taka do dalekopisów. Nie wiecie co to dalekopis. Ja też już zapomniałem.
A co jeśli karty z programem się rozsypały. Nic strasznego. Jest przecież mechaniczny sorter kart. Prawdziwe dzieło sztuki. Olbrzymia, trzeszcząca maszyneria, wspaniała jak legendarna Enigma.

Dziwicie się jak można było na tym wszystkim pracować.
To był największy, najlepszy i najnowocześniejszy sprzęt w Polsce. Idealny, żeby Polak mógł tworzyć rzeczy niemożliwe. Bo Polak potrafi. Bo Polak wszystko potrafi.

poniedziałek, 2 czerwca 2008

O informacji niekoniecznie poważnie

Telefoniczna informacja gospodarcza - czyż nie brzmi dumnie. Ale nie zawsze było dostojnie.
Jednym z naszych największych wielbicieli okazał się szef grupy chińczyków budujących hotel w Warszawie. Dzwonił prawie codziennie. Posługiwał się nową odmiana esperanto, chiński z domieszką polskiego. Jego pytania były godne testów na inteligencję. Przykład:
"ja mówić cicho, ty słyszeć głośno". Wszyscy się domyślają. Chodziło oczywiście o megafon.
W trakcie jednej z rozmów, dziewczyna chcąc pochwalić beznadziejne wysiłki nauczenia się naszego prostego języka, zaryzykowała komplement:
Och, jak Pan dobrze mówi po polsku.
I Pani tez - odrzekł wniebowzięty Chińczyk.
Często byliśmy ostatnią deską ratunku. No, bo jak nie pomóc dziewczynie, która na godzinę przed powrotem matki przemalowała włosy na kolor nietuzinkowy. Chciała tylko na chwilę, a wyszło, że na stałe. Tragedia.
Kiedyś zadano tajemnicze pytanie:
Czy mają Państwo domy z bali?
Spanikowana informatorka z obłędem w oczach, zasłania słuchawkę i pyta kolegów:
Ludzie, mamy jakąś firmę z wyspy Bali ?
To była blondynka. Ten kolor włosów tak zwą.
Ta sama osoba wprowadzając dane do bazy, natrafia na kłopot nie do przejścia. Od godziny wertuje wykaz ulic Warszawy z podziałem na dzielnice i w żaden sposób nie może znaleźć ulicy Przegródka. A klient wyraźnie napisał adres: Urząd Pocztowy Warszawa 35, Przegródka 12.

Przez kilkanaście lat sytuacji komicznych, śmiesznych i tragicznie śmiesznych zebrało się co niemiara. Kilka z nich opiszę jeszcze w następnych odcinkach.
A w przyszłym poście o facecie, który uwierzył w hasło: Polacy, bierzcie sprawy w swoje ręce.