poniedziałek, 2 czerwca 2008

O informacji niekoniecznie poważnie

Telefoniczna informacja gospodarcza - czyż nie brzmi dumnie. Ale nie zawsze było dostojnie.
Jednym z naszych największych wielbicieli okazał się szef grupy chińczyków budujących hotel w Warszawie. Dzwonił prawie codziennie. Posługiwał się nową odmiana esperanto, chiński z domieszką polskiego. Jego pytania były godne testów na inteligencję. Przykład:
"ja mówić cicho, ty słyszeć głośno". Wszyscy się domyślają. Chodziło oczywiście o megafon.
W trakcie jednej z rozmów, dziewczyna chcąc pochwalić beznadziejne wysiłki nauczenia się naszego prostego języka, zaryzykowała komplement:
Och, jak Pan dobrze mówi po polsku.
I Pani tez - odrzekł wniebowzięty Chińczyk.
Często byliśmy ostatnią deską ratunku. No, bo jak nie pomóc dziewczynie, która na godzinę przed powrotem matki przemalowała włosy na kolor nietuzinkowy. Chciała tylko na chwilę, a wyszło, że na stałe. Tragedia.
Kiedyś zadano tajemnicze pytanie:
Czy mają Państwo domy z bali?
Spanikowana informatorka z obłędem w oczach, zasłania słuchawkę i pyta kolegów:
Ludzie, mamy jakąś firmę z wyspy Bali ?
To była blondynka. Ten kolor włosów tak zwą.
Ta sama osoba wprowadzając dane do bazy, natrafia na kłopot nie do przejścia. Od godziny wertuje wykaz ulic Warszawy z podziałem na dzielnice i w żaden sposób nie może znaleźć ulicy Przegródka. A klient wyraźnie napisał adres: Urząd Pocztowy Warszawa 35, Przegródka 12.

Przez kilkanaście lat sytuacji komicznych, śmiesznych i tragicznie śmiesznych zebrało się co niemiara. Kilka z nich opiszę jeszcze w następnych odcinkach.
A w przyszłym poście o facecie, który uwierzył w hasło: Polacy, bierzcie sprawy w swoje ręce.

Brak komentarzy: