niedziela, 12 lipca 2009

Ich nie dogonisz

A było to tak.
Przeglądarka IE, klik.
Ulubione, klik.
Strona banku, klik.
Hasło, klik.
Ok.
Stronka znajoma. Kłódeczka na dole ekranu. Protokoł szyfrowania danych jest.
Tylko zamiast stanu konta prośba o podanie kolejnego zestawu cyfr z karty kodów.
Oczywiście w trosce o bezpieczeństwo i weryfikację moich danych.
Przyglądam się dokładnie stronie. Nie widzę żadnych przekłamań.
Układ ten sam. Kolorystyka ta sama. Teksty te same.
Sprawdzam certyfikat.
Sprawdzam wszystko co można sprawdzić.
Ok.
Wiem, że to oszustwo. Podziwiam perfekcję.
Wpisuję jakieś bzdury.
Klik.
Teraz proszą mnie już o 3 kody dostępu do konta.
Klikam wyloguj.
Skanuję komputer antywirusem (legalny, płatny, codziennie atualizowany).
1,5h diabli wzięli.
Skanuję komputer antyszpiegiem (freeware, ale dobry, aktualny, sprawdzony).
1,5h diabli wzięli.
Wykrywa kilku entuzjastów ciasteczek (cookie).
Na wszelki wypadek usuwam.
Wywołuję ponownie ulubioną przeglądarkę.
Strona banku.
Znowu ktoś pragnie zaznajomić się z moją kartą kodów.
Dzwonię na infolinię banku.
Pytam, czy zmienili zasady logowania.
Ależ skąd.
Pytają, czy jest kłódeczka na dole ekranu.
Jest.
No to ma Pan kłopot.
W swej naiwności pytam, co mi radzą.
Standard.
Dobry antywirus. Jak nie pomoże to sformatować dysk, wgrać system itd.
Dzięki.
To 3 dni roboty i pewność, że nie odzyskam wszystkiego.
Próbuję czegoś łatwiejszego.
Może inna przeglądarka ?
Wgrywam Operę.
No problem.
Wywołuję stronę banku.
Oddycham spokojnie.
Jest.
Stan konta. Dane. Wszystko po staremu.
Po tygodniu Microsoft przysyła aktualizacje krytyczną.
Wgrywam.
Fani moich kodów znikają.
Niesmak pozostaje.
Olewam IE.

Jest dobrze. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Trochę niepokoją odgłosy pracy peceta, gdy powinien być w uśpieniu.
Podglądam co jest grane.
Jakieś svchosty łączą się co kilka sekund z tajemniczymi serwerami.
Sprawdzam, kto pała rządzą poznania moich bezcennych danych.
Niespodzianka.
Przyjaciele ze wschodu.
Komputery wszystkich krajów łączcie się !
Sprawdzam IP.
Same swojsko brzmiące nazwy: Żytomierz, Vinnica, Iżewsk, 2 x Moskwa.
Blokuję połączenia.
Przynajmniej nie jestem zombie.

Za kilka dni komputer zamienia się w wyjące monstrum.
System ładuje się w nieskończoność. Procesor szaleje.
Znowu antywirus, cudowne programy, lektura forów specjalistycznych.
Nie jestem sam.
Co chwila trafiam na posty podobnych nieszczęśników.
Rady fachowców zwykle na tym samym poziomie.
Najbardziej popularna metoda to wyjaśnianie problemu metodą nieznane przez nieznane.
Jakiś uznany program wykrywa rootkity. Niestety opcja wylecz jest zablokowana.
Sprawdzam, czy są jakieś łaty do Windows.
Nie ma.
Czytam co mi radzą fachowcy na stronie supportu.
Jest jakaś szczepionka na specjalne okazje.
Wgrywam.
Aktualizuję system.
Na froncie bez zmian.
Wracam do standardowej pomocy Microsoftu.
Najprostsze rozwiązania są przecież najlepsze.
Że też wcześniej na to nie wpadłem.
Strona pomocy prowadzi mnie czule za rękę.
W trzecim kroku radzi ostatecznie:
SKONTAKTUJ SIĘ Z SERWISEM.
Nawet się nie denerwuję.
Mój cudowny antywirus wypluwa uspokajający komunikat:
KOMPUTER jest BEZPIECZNY.
Akurat.
Szukam w internecie cudownego środka.
Jeden się nie ładuje. Drugi pada w trakcie pracy. Trzeci jest skrajnym optymistą.
I wreszcie sukces.
Mały, polski programik o grafice godnej ATARI szybciutko ujawnia problemy.
Ręka drży.
Naciskam usuń.
Przeładowuję system.
Całe szczęście, że obciąłem paznokcie.
Będą tylko niewielkie ślady.
Oddycham głęboko.
Na razie wszystko w porządku.

Wyścig trwa.